1. Samar.plSamar.pl
  2. Wiadomości Wiadomości
  3. Ładowarki w Polsce: czy czeka nas przełom?
Wiadomości

Ładowarki w Polsce: czy czeka nas przełom?

4 min

Rok 2024 przyniesienie znaczący wzrost liczby dostępnych punktów ładowania, mimo że obecnie proces inwestycyjny związany z budową infrastruktury w Polsce spowolnił z powodu zmian kadrowych w spółkach energetycznych. Na koniec roku liczba punktów ładowania powinna zbliżyć się do 10 tysięcy – szacują przedstawiciele spółki Powerdot, właściciela i operatora stacji ładowania.
Zobacz także InPost zamawia 500 elektrycznych Toyot Proace Max Arval Polska przekroczył 80 tysięcy aut we flocie Kierowcy wracają do aut spalinowych. Entuzjazm wobec EV wyraźnie słabnie
false ©Powerdot
© Powerdot

Na koniec ubiegłego roku w naszym kraju było nieco ponad 5,9 tys. ogólnodostępnych punktów ładowania, o 37 proc. więcej niż rok wcześniej – wynika z danych Polskiego Stowarzyszenia Paliw Alternatywnych (PSPA). Według Grigoriya Grigorieva, dyrektora generalnego firmy Powerdot w Polsce, efekty boomu inwestycyjnego w infrastrukturze do ładowania zobaczymy dopiero na przełomie 2024 i 2025 roku, ponieważ wiele dużych projektów jest w trakcie realizacji. Sam Powerdot jest obecnie w trakcie budowy około 1 500 punktów ładowania, w ramach inwestycji realizowanych we współpracy z Biedronką, parkami handlowymi, stacjami benzynowymi czy franczyzobiorcami sieci detalicznych, m.in. z grupy Intermarche.

Boom inwestycyjny

Według szefa Powerdot, masa inwestycji realizowanych obecnie w całej Polsce przez tę firmę oraz innych operatorów jest obecnie w fazie oczekiwania na decyzje spółek energetycznych w sprawie budowy przyłącza, bądź oczekiwania na odbiór już zbudowanych stacji przez Urząd Dozoru Technicznego.

- Gros z tych inwestycji nie jest jeszcze widocznych, bo trwają procedury formalne, ale pod koniec 2024 i na początku 2025 zobaczymy w Polsce prawdziwy wysyp punktów ładowania – twierdzi Grigoriy Grigoriev. Jego zdaniem, jest bardzo prawdopodobne, że ich liczba na przełomie 2024 i 2025 roku osiągnie poziom 10 tysięcy, punktów co oznaczałoby wzrost o 70 proc. w stosunku do infrastruktury dostępnej pod koniec 2023 roku.

Może to być zatem dwukrotne przyspieszenie tempa realizacji inwestycji odnotowanego w ubiegłym roku, przy znacznym wzroście udziału stacji o dużej mocy. 10 tysięcy publicznie dostępnych punktów ładowania, to ok. 3-4 tys. lokalizacji, w których można naładować auto elektryczne.

Boom inwestycyjny w infrastrukturze napędzany jest potrzebami właścicieli i zarządców nieruchomości, aby zaoferować swoim klientom nowoczesną usługę ładowania auta podczas wykonywania codziennych zakupów czy załatwiania spraw urzędowych. Wiąże się też z wymogami o charakterze regulacyjnym.

Przypomnijmy, że od 2025 każdy budynek użyteczności publicznej posiadający co najmniej 20 miejsc parkingowych, będzie musiał umożliwić ładowanie elektryka, a w przypadku nowych budynków taki obowiązek już jest. Co więcej, do 2026 roku przy drogach ekspresowych, co 60 km mają działać huby ładowania o mocy co najmniej 400 kW.

Przejściowe trudności

Według szefa Powerdot, potrzeby rynku i otoczenie regulacyjne sprzyjają inwestycjom w infrastrukturę do ładowania, ale zarazem branża mierzy się obecnie z pewnymi problemami, które są następstwem wymiany kadr w spółkach odpowiedzialnych za wydawanie pozwoleń i budowę przyłączy energetycznych.

- Jeśli wniosek jest niestandardowy, wymaga głębszych analiz, wymiany dokumentacji i wreszcie podjęcia decyzji, to pojawiają się spore opóźnienia. Operatorzy sieci dystrybucyjnej informują obecnie o wydłużeniu czasu na podjęcie decyzji nawet o pół roku. Tymczasem każdy miesiąc zwłoki opóźnia proces inwestycyjny i spowalnia rozwój całej branży – podkreśla Grigoriy Grigoriev. 

Właściciele elektryków będą zadowoleni

Tym niemniej, zdaniem Grigorieva, rok 2024 przyniesie znaczącą zmianę jeśli chodzi o komfort podróżowania elektrykiem po Polsce. – Osoby, które dziś narzekają, że stacji jest za mało i że to blokuje rozwój elektromobilności, będą mile zaskoczone gdy za kilkanaście miesięcy spojrzą na mapę dostępnej infrastruktury – przewiduje szef Powerdot.

Wskazuje on, że już teraz średnie wykorzystanie infrastruktury do ładowania w Polsce wynosi ok. 15 proc. – Są miasta, gdzie potrzebny właścicieli aut z wtyczką są już z nawiązką zaspokojone przez prywatną i publiczną sieć ładowarek – zauważa Grigoriy Grigoriev. Przykładem takiego miasta jest Gorzów Wielkopolski, gdzie nie licząc prywatnych punktów ładowania jest ok. 100 punktów publicznych przy liczbie zarejestrowanych elektryków wynoszącej ok. 200 w październiku ub.r.

Potrzebne są działania administracji

Jak podkreślają przedstawiciele PSPA, usprawnienie i przyspieszenie procedur to dziś priorytet, aby budowa infrastruktury następowała w tempie, w jaki rozwija się rynek pojazdów elektrycznych. - Tymczasem branża mierzy się ze skutkami różnego typu zaniechań ze strony administracji publicznej. Przykładowo, czas budowy hubów ładowania szacowany jest na ok. 3 lata, a przez ostatni rok nic się w tym obszarze nie poprawiło.

Rosnące tempo rozbudowy sieci ogólnodostępnych punktów ładowania to zasługa determinacji inwestorów. Byłoby ono jeszcze większe, gdyby administracja wprowadziła kilka od dawna postulowanych przez branżę zmian proceduralnych i organizacyjnych - mówi Maciej Gis z PSPA.

Oprac. PJ

Tagi

Udostępnij

Następne publikacje

Branża motoryzacyjna pozytywnie ocenia pakiet motoryzacyjny UE#2
Przeczytaj

Branża motoryzacyjna pozytywnie ocenia pakiet motoryzacyjny UE

Europejska Federacja Dystrybutorów Niezależnego Rynku Motoryzacyjnego (FIGIEFA) pozytywnie oceniła opublikowany przez Komisję Europejską Pakiet Motoryzacyjny. FIGIEFA podkreśla, że dokument stanowi wyraz bardziej pragmatycznego podejścia do dekarbonizacji transportu przy jednoczesnym utrzymaniu celów klimatycznych. Transformacja motoryzacji – jak wskazuje organizacja – powinna jednak uwzględniać cały ekosystem branży, nie tylko produkcję nowych pojazdów.

Koniec pobłażania dla brawury na drogach#3
Przeczytaj

Koniec pobłażania dla brawury na drogach

Prezydent 22 grudnia podpisał ustawę wzmacniającą bezpieczeństwo ruchu drogowego. Nowe przepisy przewidują surowsze kary za drift, nielegalne wyścigi i rażące przekroczenia prędkości, wprowadzają nowe kategorie przestępstw oraz rozszerzają możliwość konfiskaty pojazdów najbardziej niebezpiecznych kierowców. Jednocześnie prezydent zapowiedział skierowanie części przepisów do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej, wskazując na wątpliwości co do ich zgodności z Konstytucją.

Powiązane publikacje na podstawie kategorii i tagów